Obwoźny Kram Rozmaitości

Ci z Państwa, którzy śledzą poczynania „Jacka z Szafy”, wiedzą, że moim pokazowym projektem był do tej pory „Spektakl Rozmaitości”. Zwykle raz na dwa miesiące zapraszałem do siebie, a więc do siedziby Fundacji w Przeźmierowie, wszystkich którzy mieli ochotę na odrobinę sztuki: na koncert muzyczny, tradycyjnie połączony z wystawą malarstwa. W przerwach pomiędzy występami artystów można było nabyć za „co łaska”, na tak zwanym Kiermaszu Charytatywnym, używane książki, płyty muzyczne, filmy, obrazy i wiele innych skarbów. Pandemia sprawiła, że wielu z nas musiało stać się bardziej elastycznymi. Tak po prostu, żeby przetrwać. Ja także zdaję sobie doskonale sprawę, że przez nieokreślenie długi czas nie zaproszę nikogo do siebie na kolejne miłe spotkanie przy dobrej muzyce na żywo, wśród cieszących oko obrazów. Musiałem zmienić koncepcję działania. W ten sposób w ostatnim czasie narodził się „Obwoźny Kram Rozmaitości”. Projekt, który jest bardzo bliski mojemu sercu i cieszę się, że mimo tego, że był powodowany niesprzyjającymi warunkami COVIDowymi, jednak powstał. Moje stoisko wyjeżdża więc do Ludzi. Na zewnątrz. Chciałbym napisać, że niczym podróżnik Chris McCandless udaję się z nim na dziką Alaskę, ale póki co jest to Dworzec Letni w Poznaniu, gdzie co niedzielę korzystam z uprzejmości Zupa Wolności i rozstawiam się na przeciwko miejsca, gdzie osobom ubogim i bezdomnym wydawane są kanapki i napoje. Jednak oczami wyobraźni docieram w przyszłości także do innych miejsc, gdzie zainteresowanie może wzbudzić odrobina literatury oraz używane AGD w cenie za jeden uśmiech. W moim Kramie można dostać wiele rzeczy – są książki różnych gatunków, od romansów Harlequina po klasykę rosyjską. Staram się także na stole kłaść dzieła pisarzy prawicowych i lewicowych, tak, żeby chociaż tutaj mogli koegzystować w przyjaźni, w tym pełnym napięć czasie. Są modlitewniki katolickie, a obok książka tłumacząca zawiłości hinduskich wierzeń w reinkarnacje. Zawsze uważałem, że warto liznąć choć trochę wiedzy z różnych dziedzin. Znajdzie się także stary garnek, krem 60+ dla pań (ale panowie też biorą), kilka długopisów, dwie pary nożyczek i jeszcze antyperspiranty z aloesem (tylko troszkę przeterminowane). Od Agnieszki z Zupy dostałem także wspaniałe zestawy herbat i kaw, dzięki czemu dowiedziałem się od jednego Pana, że kawa rozpuszczalna jest nawet dobra z wodą z jeziora. Zwyczajnie na zimno, tylko żeby dobrze zamieszać. Stało się również tak, że pan Zbyszek, który tydzień temu okropnie wyzywał pod wpływem alkoholu panią Józefę, tym razem, po krótkiej i owocnej rozmowie ze mną, włożył jej do siatki zestaw herbat owocowych z iście dżentelmeńskim uśmiechem, jakby nabył je ode mnie wcześniej za milion dolców i wręczył niczym najdroższą kolię z pereł – ot tak, na przeprosiny. Pani Józefa przeprosiny przyjęła i mam nadzieję, że nie pokłócą się znowu za tydzień. Poza tym inne chłopaki na Dworcu się pobiły. Czasami, ale dość rzadko, tak bywa. W końcu wezwaliśmy policję, jednak po chwili wszyscy agresorzy się rozeszli, zmęczeni niczym po wuefie, a policja, jakby wiedząc, że już po wszystkim, postanowiła nie przyjeżdżać. Zwykle jednak przyjeżdżają. Żeby nie było. Może więc mimo wszystko jest tu trochę tej dzikości rodem z Alaski?

Na koniec chciałem dodać, że pewien Bezdomny Pan, kiedy już wszystko zwijałem do samochodu, podarował mi książkę. Stare, dobre „W pustyni, i w puszczy”. I to była zapłata godna całego tego wysiłku.

⛵️ A teraz do brzegu, Marynarze! 🌊

🌹W tym tygodniu serdecznie dziękuję moim najlepszym i najbardziej pracowitym Wolontariuszom, a więc Marianowi i Józefowi – moim przyjaciołom z Fundacji Pro Publico – w służbie ubogim od Macieja Białki. Za całą pomoc przy segregacji ubrań!

Howhg!
Jacques